"Kiedyś zawód malarza raczej mnie odpychał, był dla mnie, jeśli można tak powiedzieć, zawód cechowy - jest się w nim przynależnym do cechu, jak szewc czy piekarz. Nie uważałem tego za sztukę sensu stricto. Tylko czasami wynikiem pracy malarza jest dzieło sztuki, przeważnie to jest raczej po prostu praca żmudna i wymagająca. Jedyna różnica, to niezwykły wymóg samotności. Musisz tworzyć w samotnośći, inaczej nic nie zdziałasz" - Jarosław Eysymont
Artystyczne credo Jarosława Eysymonta przywodzi na myśl nieśmiertelną maksymę, że artystą się nie jest, artystą się bywa. Pochmurny, szary dzień. Smutne, szare miasto. Obszerny plac pełen kałuż i błota. Szare mury i ludzie. Anonimowi lunatycy. Pomiędzy nimi para pędząca na rowerze. Niewinni czarodzieje. Wspomnienie Zbyszka Cybulskiego - buntownika bez powodu i gdańskiego teatrzyku Bim-Bom, zagadkowy problem pamięci i upływającego czasu.
Są też inne wspomnienia. Inwalidzkiego wózka, przerażonych dziecięcych oczu, strachu przed życiem, a może przed śmiercią. Figuratywne malarstwo J. Eysymonta, mimo że zróżnicowane, zawsze jest niepokojące, nostalgiczne i nie pozbawione ironii. Pobrzmiewają w nim bowiem zarówno echa lęków Witolda Wojtkiewicza i Andrzeja Wróblewskiego, jak i ekspresjonistycznej deformacji. Ale też kpina z socrealistycznej indoktrynacji i popartowskiej reklamy.
"Abstrakcja to czysta przyjemność, wyzwolenie z problemów" powiada J. Eysymont. Zapewne tak jest. Ale te konstruktywistyczno-optyczne, mozolnie budowane obrazy, to nie tylko estetyzująca zabawa formą i kolorem, nie tylko przemyślana kompozycja i gra planami. Przedstawiają one wyimaginowane metropolie inspirowane powieścią Itala Calvino "Niewidoczne miasta". To swoista napędzana siłą wyobraźni podróż w nieznane, poza granice rzeczywistości, poszukiwanie Nowych Światów, tęsknota za niewiadomym. Jest w nich jeszcze coś zupełnie innego, bardzo osobistego - rozmowa z ojcem, z jego "Spiętrzeniami", "Rytmami" czy "Miastami", prowadzona pomimo różnicy artystycznych poszukiwań i celów. Mocowanie się z wielkością ojca jest dla J. Eysymonta inspirujące, pozwala mu przecież iść własną, choć krętą i nie pozbawioną wybojów, drogą twórczą.